sobota, 24 września 2016

First

Odgarnęłam pasmo blond włosów za ucho, niepewnie rozglądając się wokoło. Od kilku dni miałam nieprzerwanie wrażenie, że ktoś mnie obserwuje. Jakby ktoś stał tuż za mną i czekał na chwilę nieuwagi, by mnie dopaść i zjeść żywcem. Przeważnie nie ufałam swoim przeczuciom, to jednak nie dawało mi spokoju od ponad miesiąca. Stałam się bardziej czujna, ale nawet nie miałam pojęcia na co. 

Nasze małe miasteczko liczyło tylko dwustu mieszkańców, więc wszyscy się tu znali - jak nie z imienia i nazwiska, tak z widzenia lub krążących plotek. Jeśli przyjeżdżał tu ktoś nowy, musiał zatrzymać się w jedynym hotelu, którego właścicielka była niespełnionym detektywem i zaraz wszystko było o nim wiadomo. 

Nie miałam się czym martwić, ale jednak nie potrafiłam przestać. 
Zamknęłam na chwilę oczy i wzięłam głęboki wdech, przywołując myśli do porządku.

- Hej, Rawenge, idziesz?! - Usłyszałam za sobą wesoły głos Alice, mojej najlepszej przyjaciółki.

Odwróciłam się w jej stronę z uśmiechem. - Idę, idę. Gdzie ci się tak śpieszy?

Alice oblała się delikatnym rumieńcem i spuściła wzrok. W takich chwilach jej dziewczęca odznaczała się jeszcze bardziej, czego strasznie jej zazdrościłam. Jej jasne blond włosy z różowymi przebłyskami dodawały jej uroku, pasując do idealnie błękitnych oczu i dwóch małych dołeczków w pełnych policzkach. Jedyne czym ja mogłam się poszczycić były idealnie białe i proste zęby, za które przypłaciłam swoją popularnością w podstawówce. Już od tamtych czasów byłam w jej cieniu, ale to nie przeszkadzało mi specjalnie, bo w końcu przy słońcu zawsze wszystko zostaje przyćmione.

Alcie zaraz jednak odzyskała zwyczajową pewność siebie i odparła, wystawiając język:

- Gdzieś.

Zaśmiałam się głośno i zarzuciłam jej ramię na barki.

- To chodźmy, nie chcę, abyś się spóźniła. Mark nie lubi czekać.

Alice szturchnęła mnie lekko w bok i zachichotała, na co sama nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Mark był od nas o rok starszy i strasznie nam imponował, ale mimo wszystko był całkiem normalny. Alice już pierwszego dnia przykuła jego uwagę, a on w końcu zaprosił ją na randkę. Razem ruszyłyśmy powoli chodnikiem, pozwalając słońcu muskać nasze twarze.

Ostatnio nienawidziłam i trochę bałam się wracać sama do domu. Na szczęście Alice mieszkała bardzo blisko. Razem wracałyśmy i chodziłyśmy do szkoły. Cały spacer zajmował nam około dwudziestu minut, które spędzałyśmy na rozmowie i śmianiu się. Teraz też tak było. Przy Alice czułam się komfortowo i bezpiecznie, chociaż szczerzę wątpię czy tak drobna osóbka mogłaby kogoś pobić albo przestraszyć. Jednak może po prostu błaha świadomość tego, że nie jestem sama, dodawała mi otuchy.

- Widzimy się jutro. - Przytuliłam ją, kiedy doszłyśmy pod jej dom.

- Ta, ta - odparła, odsuwając się. - Trzymaj się!

Z uśmiechem patrzyłam jak wbiega do domu. Nawet nie chciałam wiedzieć jak wyglądałoby moje życie bez niej.

Odwróciłam się na pięcie i szybkim krokiem zaczęłam iść chodnikiem. Będąc sama, mimowolnie czułam się bezbronna i słaba. Opatuliłam się ramionami i spuściłam głowę, uważnie nasłuchując otoczenie. Śpiew ptaków, odgłos moich kroków, przejeżdżający samochód - jeden, drugi, trzeci, pisk opon. 

Nim zdążyłam się zorientować co się dzieje, czyjaś dłoń zakryła mi usta, prawie pozbawiając powietrza, a na talii poczułam silny, niemal żelazny, uścisk. Nozdrza wypełniły się słodkim mieszanki zapachów wody kolońskiej i drogich perfum. Ktoś gwałtownie szarpnął mnie do tyłu, tak że niemal natychmiast upadłam na czarne, skórzane fotele. Drzwiczki zatrzasnęły się, właściwie bezgłośnie. Próbowałam je ponownie otworzyć, jednak na nic się to nie zdało. W moich oczach pojawiły się łzy. Roztrzęsiona rozglądałam się dookoła, nie mogąc uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. Takie rzeczy zdarzają się tylko w cholernych filmach. Drzwi od strony kierowcy otworzyły się i do środka wskoczył mężczyzna. Na głowie miał kaptur, więc nie mogłam dostrzec jego twarzy. Jednak przypuszczałam, że nie mam ochoty zaglądać śmierci w twarz.

Ruszyliśmy powoli, najnormalniej w świecie, jakbyśmy jechali na wycieczkę. Z przerażeniem patrzyłam przez szybę na mijane budynki, ścieżki i osoby, które nie zdawały sobie sprawy, że ktoś właśnie został porwany. Nie kto inny tylko ja, Grace Rawenge.

Nie bardzo wiedziałam, dlaczego właśnie ja. W telewizji, kiedy już mówiono o porwaniach, padały nazwiska bogatych osób, takich od których rodziców lub bliskich wymagano okupu, a ci byli w stanie go zapłacić. Jednak moja rodzina nie była bogata. Tata pracował w pobliskim supermarkecie jako kierownik, mama zajmowała się staruszkami w domu opieki, zaś ja na razie skupiałam się tylko na nauce w liceum. Nasze życie było spokojne i harmonijne - można by powiedzieć, że nudne. W tamtym momencie oddałabym wszystko, by znowu się nudzić.

_____________
Cześć! 
Niektórzy mogli już spotkać się z tym opowiadaniem, bo wcześniej już je publikowałam. Otóż postanowiłam poprawić całe fanfiction od początku, więc w każdym rozdziale pojawią się mniejsze lub większe zmiany, które mam nadzieje, że się wam spodobają. Pierwszą i najbardziej zauważalną zmianą jest nowy szablon! Podoba się wam?
Jeśli ktoś przeczytał to do końca, proszę zostaw komentarz, może to być nawet zwykła kropka. Albo jeśli wolisz, napisz coś o nim na twitterze pod hasztagiem #AbductionZM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za każdy komentarz. ♥