piątek, 18 listopada 2016

Seventh

Kiedy metalowe drzwi mojej celi w końcu skrzypnęły otwarte, ledwo powstrzymałam się od zapytania 'co tak długo'. Porywacz nie odwiedził mnie jak zwykle rano, tylko raczył pojawić się dopiero teraz - wieczorem. Może to dziwne, ale szczerze ucieszyłam się na jego widok, chociaż właściwie to bardziej na widok niesionej przez niego tacki, pełnej jedzenia. Niestety zdałam sobie sprawę, że mój bunt głodowy jest niezbyt wykonalny, zwłaszcza, że mój żołądek na widok jedzenia przestawał słuchać rozumu. 
Odstawiwszy przedmiot obok mnie, powrócił na swoje miejsce, ja zaś błyskawicznie złapałam za bułkę. Jednak oprócz zwyczajowego jedzenia na tacce leżała tez rzecz, która przykuła moją uwagę. 
- Szczotka? - zapytałam na głos, kierując pytanie bardziej do siebie niż do mężczyzny, który mi ją przyniósł. 
W celi nie miałam prawie niczego, poza zardzewiałym kranem wmurowanym w ścianę, małą toaletą i dziurawym kocem. O żadnych kosmetykach czy przedmiotach codziennego użytku nie było mowy. 
- Lubię twoje włosy - odparł normalnie, wzruszając ramionami, a ja instynktownie przejechałam palcami po blond pasmach.
Jestem pewna, że moje oczy rozszerzyły się wtedy komicznie, ale pozostałam cicho. Przez kolejne kilka minut trwaliśmy w powiedzmy komfortowej ciszy - on bawił się rąbkiem koszulki, a ja przeżuwałam powoli pokarm, myśląc o tym co mi powiedział. Niby zwykły komplement, ale wypowiedziany prze osobę, która mi ich prawić nie powinna. Nie powiem, że nie poczułam się miło, bo wtedy wyszłabym na kłamczuchę. Jednak jakiekolwiek przyjemne słowa w ustach takiego człowieka traciły swój urok. Może po prostu chciał mnie jakoś do siebie przekonać, w końcu ludzi, którzy nas komplementują lubimy bardziej. Jednak ten pomysł wydał mi się tak niedorzeczny, że prawie roześmiałam się na głos.
- Smakuje ci? - jego pytanie natychmiast wyrwało mnie z zamyślenia. 
Popatrzyłam na niego zmieszana. 
- Głodnemu smakuje wszystko - odpowiedziałam hardo. Mimo że miał nade mną kontrolę, chciałam aby wiedział, że zniewolił mnie tylko fizycznie. Psychiczne wciąż byłam wolna; myślałam trzeźwo, co tylko pozwoliło mi przetrwać to całe piekło. Trochę zajęło mi wymyślenie jakiegoś sposobu pokazania swojej niezależności i może nie był on najbardziej spektakularny, ale dla mnie był wystarczający. Przecież nie zabroni mi mówić tego co myślę.
Chłopak potrząsnął głową, a na jego czole pojawiły się charakterystyczne, małe zmarszczki jak zawsze kiedy się bezczelnie uśmiechał. Może to dla niego była jakaś popieprzona gra. 
- Masz sińce pod oczami - powiedział po chwili, rzucając mi jedno uważne spojrzenie. 
- Przez to światło nie mogę spać - odparłam zgodnie z prawdą zachrypniętym głosem. Właściwie to będąc tu już tyle czasu, przestałam zwracać uwagę na moją bezsenność, przyzwyczajałam się do dwóch godzin snu i ciągłego brzęczenia diodowej, stale świecącej lampy. 
Chłopak skinął głową raz i drugi, jakby się nad czymś zastanawiał. Przez dłuższy moment był cicho, ale w końcu się odezwał:
- Przyszedłem dziś później, bo musiałem jechać spotkać się z szefem, żeby obgadać z nim pewne sprawy. Paskudny koleś, wierz mi, nie chciałabyś go spotkać. A najgorsze jest to, że nadużywa wody kolońskiej, naprawdę; tak od niego wali, jakby wylewał na siebie całe wiadro każdego dnia i uważał to za prysznic. 
Przez cały monolog chłopaka nie spojrzałam na niego ani razu. Nie bardzo rozumiałam po co on mi to wszystko mówił. Nudziło mu się? Ciążyła mu niewygodna cisza? Na obydwa pytania odpowiedzią było nie, bo przez wszystkie wcześniejsze dni nigdy nie zrobił czegoś takiego. Może jednak czasami porywacze są tak samo samotni jak ich ofiary. Postanowiłam, że jeśli to jego chwila małej słabości, to równie dobrze może uda mi się ją wykorzystać i znowu go o to zapytać.
- Wypuścisz mnie? - spytałam, choć obawiam się, że w głębi duszy już znałam odpowiedź tak szybko ja te słowa rzeczywiście opuściły moje usta.
Chłopak zdziwił się z początku moim pytaniem, wyrwany ze swoich myśli, ale po chwili roześmiał się.
- Nie ufam ci kochanie.
Na jego ustach uformował się ten perfidny uśmieszek, który nie z szedł mu z twarzy do końca jego pobytu w pokoju. Nie kwapił się, żeby znowu nawiązać rozmowę, więc i ja także siedziałam już cicho. Dręczył mnie swoją obecnością jeszcze kilka długich chwil, nim wyszedł, zostawiając mnie w końcu w swojej małej żałobie. 

Kiedy wieczorem wypłakiwałam sobie oczy do snu, światło zgasło.



4 komentarze:

  1. Fantastyczny rozdział, zresztą jak zawsze życzę weny i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. W tym opowiadaniu podoba mi się tempo rozwoju wydarzeń. Autorka nie próbuje niczego przyśpieszać, tylko robi to stopniowo i w całkiem logiczny sposób. Skupia się na sferze emocjonalnej i psychologicznej bohaterów, a w znacznej części historii o podobnej tematyce, z którymi miałam do czynienia, brakowało mi czegoś takiego. Łatwo tutaj przesadzić w drugą stronę, ale na chwilę obecną Autorka świetnie to równoważy, dlatego ten blog zasługuje na uwagę :) I na koniec brawa za systematyczność :)
    stopkatkaa

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za miłe słowa! Naprawdę staram się, żeby to opowiadanie było logiczne, ale też nie chcę "wlec" akcji w nieskończoność, miło że to zauważasz :)
      Pozdrawiam ciepło!

      Usuń

Dziękuję za każdy komentarz. ♥